'Zwątpienie to zdrajca, przez którego tracimy to, co moglibyśmy osiągnąć, gdyż nie mamy odwagi spróbować'
William Shakespeare
Witamy i zapraszamy Państwa na pokład najstarszego sprawnego jachtu żaglowego w Polsce i jednego z najstarszych jachtów w Europie.
Jest to klasyczny morski kuter gaflowy klasy Tourenkreuzer zbudowany w niemieckiej stoczni W. Kriegerman Pihelsdorf Spandau w Berlinie, (stępka położona w roku 1903, zwodowany w roku 1905 - numer 22)
Jest to jedyny na świecie ocalały egzemplarz jachtu tej klasy. Niestety bardzo mało wiemy o przedwojennej historii jachtu, na pewno został zbudowany z myślą o szkoleniu przyszłych załóg Kriegsmarine.
Ocalał dzięki załodze, która w okresie nalotów oraz bitwy o Berlin i późniejszych grabieży Rosjan zatopiła go w porcie w Berlinie.
Po kilku latach wydobyty i wyremontowany pływał w cieśninach bałtyckich a załogi z sukcesem szmuglowały bimber do objętej prohibicją Szwecji.
Pod koniec lat 60 stan jachtu uniemożliwiał pływanie, stał powoli zamieniając się we wrak na terenie strategicznych składów węgla w Berlinie Zachodnim.
Mimo kilkunastu lat poniewierki i postoju bez dozoru pod gołym niebem zdumiewająco dobrze zachowały się klepki poszycia, co świadczy o doskonałych materiałach wykorzystywanych w tamtych czasach w szkutnictwie. A o kulturze Niemców i szacunku do jachtów świadczy fakt, że prawie wszystkie okucia pokładowe, trzon steru, wał śrubowy pozostały na swoich miejscach.
W latach 70 kupił go i rozpoczął kapitalny remont Edmund Litka.
To dzięki niemu jacht nie został spalony. Edmund nie dokończył remontu z powodu stanu zdrowia, odkupiłem go w roku 2006 i sprowadziłem do Polski.
Przetransportowanie jachtu było pierwszym poważnym wyzwaniem.
Ważący 9 ton 12 metrowy delikatny kadłub wymagał ostrożnego traktowania, wielkiej uwagi i specjalnie wykonanej przyczepy wyposażonej w odpowiednie podpory. Nie obyło się bez strat, w czasie transportu zniszczeniu uległ oryginalny maszt.
Największym problemem podczas remontu było odtworzenie kompletnie spróchniałej stępki i stew oraz mocowanie 3,5 tonowego balastu. Wymieniliśmy również część wręg oraz najniższe klepki poszycia a także wykonaliśmy nowy pokład, poszycie kadłuba, maszt i wszystkie drzewca.
Podczas odbudowy kabiny staraliśmy się zachować pierwotny kształt zabudowy i orginalny układ osprzętu. Jedynym wspomagającym pracę załogi urządzeniem jest jedyny kabestan zamontowany na fordeku, wspomagający stawianie masztu i podnoszenie kotwicy.
Sukcesem zakończyło się odtworzenie planów i obliczeń konstrukcyjnycha w efekcie idealne zaprojektowanie i uczycie żagli.
Mimo wieku jachtu i odtworzenia bardzo skomplikowanego osprzętu według wzoru z roku 1905 jacht jest sprawny i szybki. W sezonie 2011 wygraliśmy regaty Oldtimerów.
Załoga jachtu reprezentując Hotel Zamek Ryn zajęła pierwsze miejsce w regatach Marina Cup. W roku 2012 i 2013 ponownie wygraliśmy regaty oldtimerów.
W roku 2014 braliśmy udział w regatach Międzynarodowej Organizacji ISSA i zdobyliśmy wyróżnienie.
Jacht został odrestaurowany z użyciem tradycyjnych technologii i
szlachetnych materiałów szkutniczych we współpracy z najlepszymi
szkutnikami w Polsce i Szwecji.
Ponad 80% kadłuba to oryginalne ponad 100 letnie mahoniowe drewno!
Komfortowe wyposażenie (kambuz z lodówką, toaleta z prysznicem ,
multimedialne wyposażenie RTV/DVD, nowoczesne wyposażenie nawigacyjne, komputer ze stałym dostępem do internetu, silnik stacjonarny, ogrzewanie)
zapewni naszym załogom komfort i wygodę.
Klasyczny gaflowy osprzęt i ożaglowanie oraz masa i wielkość jachtu pozwolą naszym załogom na tradycyjne wyszkolenie żeglarskie.
Naszą misją jest propagowanie klasycznego dobrego żeglarstwa oraz szlachetnych idei i wzorców żeglarskich, krzewienie etykii etykiety jachtowej, starych dobrych zasad z czasów gdy jachty były z drewna a ludzie ze stali.
Wszystkich, którzy z nami popłyną chcemy nauczyć szacunku do sztuki żeglowania oraz wiary we własne siły i umiejętności.
Najbliższe lata spędzimy na Mazurach gdzie na głębokich jeziorach rynnowych dotrymujemy jacht, poznamy jego specyfikę i możliwości, będziemy intensywnie przygotowywać jacht i załogi do rejsów morskich.
Grudzień 2006 Na aukcji żeglarskiej natknąłem się na prawdziwą perełkę. Wrak 100 letniego mahoniowego kutra gaflowego!! Luty 2007 Wreszcie po wielu komplikacjach i próbach kupiłem ten jacht. Przewiezienie go do Warszawy nastręczyło sporo problemów, ze względu na gabaryty transport należało odpowiednio zabezpieczyć - zgłosić trasę w odpowiednich dyrekcjach dróg publicznych, załatwić 2 pilotów itd.itd.itd. Za wszystkie zezwolenia trzeba oczywiście słono płacić, więc po wynajęciu specjalistycznej firmy i wyczekaniu odpowiedniej pogody postanowilimy w nocy i po 'cichu' przetransportować go do Warszawy do WKW PTTK (380 km jechalimy 2 dni). Kwiecień 2007 - Pierwsze prace rozpoczęliśmy w kwietniu. Skoncentrowałem się na zabezpieczenu pokładu i nadbudówki przed deszczami. Zeszlifowalimy stary łuszczcy się lakier i polakierowalimy Urelakiem S (poliuretan, którego używałem z powodzeniem przy mojej starej Omedze). Teakowy pokad wyszorowaliśmy i pokrylimśy warstwą oleju ochronnego. Mimo doraźnego charakteru tych prac efekt jest bardzo dobry, jacht przestał wyglądać z zewnątrz jak gnijący wrak. Kolejny etap to prace wewnątrz kabiny, początkowo sądziłem, że wystarczy, uprzątnąć warstwy brudu i śmieci i odbudować zrujnowaną zbudowę......
Grudzień 2006 Na aukcji żeglarskiej natknąłem się na prawdziwą perełkę........
Luty 2007 Wreszcie po wielu komplikacjach i próbach kupiłem ten jacht. Przewiezienie go do Warszawy nastręczyło sporo problemów, ze względu na gabaryty transport należało odpowiednio zabezpieczyć - zgłosić trasę w odpowiednich dyrekcjach dróg publicznych, załatwić 2 pilotów itd.itd.itd. Za wszystkie zezwolenia trzeba oczywiście słono płacić, więc po wynajęciu specjalistycznej firmy i wyczekaniu odpowiedniej pogody postanowilimy w nocy i po 'cichu' przetransportować go do Warszawy do WKW PTTK (380 km jechalimy 2 dni).
Kwiecień 2007 - Pierwsze prace rozpoczęliśmy w kwietniu. Skoncentrowałem się na zabezpieczenu pokładu i nadbudówki przed deszczami. Zeszlifowalimy stary łuszczcy się lakier i polakierowalimy Urelakiem S (poliuretan, którego używałem z powodzeniem przy mojej starej Omedze). Teakowy pokad wyszorowaliśmy i pokrylimśy warstwą oleju ochronnego. Mimo doraźnego charakteru tych prac efekt jest bardzo dobry, jacht przestał wyglądać z zewnątrz jak gnijący wrak.
Kolejny etap to prace wewnątrz kabiny, początkowo sądziłem, że wystarczy, uprzątnąć warstwy brudu i śmieci i odbudować zrujnowaną zbudowę lecz szybko odkryłem fatalny stan stępki. Można ją było bez problemów wyrywać kawałek po kawałku. Po takiej niespodziance postanowiłem całkowicie zdemontować starą zabytkową zabudowę: szafki (uwaga!! w drzwiczkach szafek są orginalne witraże,), koje, grodzie i dotrzeć do gołego poszycia. Oczywiście zabudowę odtworzę z powrotem używając zdemontowanych elementów - jak klasyk to klasyk.
W efekcie okazało się że stępki prawie wogóle nie ma a balast trzyma się jedynie na 2 szpilkach przechodzących przez stewy, które na szczęście są w porządku. Gdyby nie to, że jacht opiera się kilem na podstawie przyczepy już dawno by odpadł.
Na szczęście ku mojemu zdumieniu dębowe klepki poszycia i wręgi są w bardzo dobrym stanie. Wyraźnie widać ślady po wczeniejszych naprawach (uszkodzone wręgi zostały zastąpione wyprofilowanymi stalowymi kątownikami, niektóre klepki były wymienione).
Maj 2007 -Kolejny krok to odtworzenie stępki, umocowanie balastu i zabezpieczenie drewnianych elementów wnętrza.
Wycinamy równierz uszkodzone fragmenty najniższych klepek poszycia. W pustym już wnętrzu kadłuba kontynuujemy szlifowanie starych powłok lakierniczych, chciałbym jeszcze przed zimą odtworzyć stępkę i pomalować całe wnętrze. Przez zimę będę mógł spokojnie projektować zabudowę i być może kontynuować prace stolarsko-szkutnicze.
Sierpień 2007 Nawiązałem bardzo miły kontakt z Jerzym Sychutem, polskim żeglarzem mieszkającym w Sztokcholmie. Jerzy jest właścicielem zbytkowej łódki i nieocenionym źródłem fachowych rad. Zapraszam wszystkich na jego stronę
Niestety charmonogram prac musi ulec zmianie, miałem niemiły przypadek: podczas odcinania szlifierką śrub snop iskier rozniecił w spróchniałych pozostałociach stępki i stewy dziobowej zarzewie ognia. Polewanie z góry nie dawało rezultatu bo ogień rozpalał się od spodu przy balacie. Jedynym ratunkiem byo wyrwanie tlących się elementów, w rezultacie stwierdziem, że przypuszczenia o dobrym stanie stewy dziobowej były błędne. Jest gorzej ni myślaem na razie nie wiem co z tym robić i przeżywam mayły kryzys.
Za to już wiem jak działała starodawna zapalniczka - krzesiwo i hubka. Przekonaem się również o świetnej jakości materiałów używanych 100 lat temu w szkutnictwie (stępka położona w 1903 roku!). Większość śrub skręcajcych stępkę z dennikami odcianałem szlifierką ale dwie udało mi się odkręcić!!!!
Wrzesień 2007Jerzy Sychut skontaktował mnie z Andrzejem Mazurkiem, żeglarzem z Lublina, który również trzyma swój jacht na przystani w Sztokcholmie. Andrzej odwiedził mnie w WKW i obejżał mój jacht. Bardzo cenne uwagi i rady Andrzeja dodały mi otuchy i wiary w sukces. Niestety odbudowa stępki jest poważnym problemem i bez konsultacji w szerszym gronie doświadczonych szkutników chyba się nie obejdzie. Jeżeli będę gotowy to prawdopodobnie przyjmę zaproszenie Jerzego i pojadę do Sztokcholmu spotkać się z mistrzami szkutniczymi ze Szwecji. W tej chwili rozpocząłem tworzenie jak najdokładniejszej dokumentacji i planów kadłuba. Plany plus zdjęcia będą materiałem wyjściowym do dyskusji na temat wyboru metody dalszego remontu.
Październik 2007 - ż żalem sprzedaję świetnego Microna na którym żeglowaliśmy z synami w ostatnim sezonie, uzyskane pieniądze pomogą mi sfinansować kolejny etap w remoncie - budowa masztu, stengi, bomu i gafla. Podjąłem również decyzję o przewiezianiu jachtu do Otwocka. Dzięki wielkiej uprzejmości i wyrozumiałości mojego teścia Jana Rottera będę mógł zaparkować jacht na jego placu tuż obok warsztatu samochodowego, którego jest właścicielem.
Do jachtu będędziemy mieli 100 metrów i będziemy mógli korzystać z dobrodziejstw świetnej bazy narzędziowej. Osoba Jana będzie na zawsze umieszczona w historii odbudowy pięknego jachtu.
Listopad 2007 Mahagoni stoi już u Jana, mam do niego 100 metrów i wraca mi zapał i energia do pracy.
Kontynuujemy prace we wnętrzu kadłuba, jachtowi poświęcam każdą wolną chwilę (oczywiście najpierw dom, rodzina, praca itd..itp...). Jacek szarpie stewę dziobową, ja resztki stępki pod silnikiem i tylnicę z którą idzie mi najgorzej. Dzieki zaciekłości Jacka docieramy do kilsona, całe szczęście!!!! Chciałem się przekonać jak wygląda posadowienie cęg, teraz już wiem, będziemy musieli wykonać całkiem nową nadstepkę i na niej posadowić podstawę masztu (dzięki przestrodze Andrzeja Mazurka wiem, że nadstępka poddawana jest obciążeniom dochodzącym do wartości wyporności kadłuba czyli ok 6 ton)> Podczas wcześniejszego remontu nadsępka wogóle nie została wykonana i cęgi praktycznie wisiały w powietrzu, gdybyśmy teraz postawili maszt wpadłby ok 15 cm i oparłby się na stępce. Mam zamiar wykonać nadstępkę z dwóch stalowych ceowników 100/250/100 mm pod każdą nogę cęg. Końce ceowników oprę i przykręcę do stalowych denników przebiegających prawie pod masztem.
Grudzień 2007 na szczęście ciepły - Kolejnym chyba rozwiązanym problemem jest mocowanie balastu. Pierwotnie balast skręcony był ze stepką 10 śrubami 30 mm, stępka zaś umocowana była z jachtem/dennikami 60 śrubami 10 mm i dodatkowo śrubami skręcającymi najniższe klepki poszycia. Nową stępkę zamierzam wykonać ze sklejki wodoodpornej 20 mm przekładanej i sklejanej brubą warstwą żywicy Epoksydowej z utwardzaczem PAC. śruby, które pierwotnie skręcały denniki i stępkę będą przechodziły głębiej i będą wkręcone w balast, wykonałem już kilkanaście szpilek 10 mm ze stali kwasoodpornej i wkręciłem w żeliwny balast. Robota koszmarna (wiercenie i gwintowanie balastu głową w dół, małym płaskim kluczykiem po ćwierć obrotu, łapy bolą jak cholera) ale mam nadzieję, że skutecznie zabezpieczy jacht przed urwaniem balastu. Ciekaw jestem waszej oceny tego pomysłu.
Z tylnicą idzie mi koszmarnie, najniższe i najtrudniej dostępne miejsce jachtu, dodatkowo wcześniejsze wycieki paliwa i oleju z silnika zakonserwowały drewno stępki. Jak na złość jest twarde i mogę je wydobywać tylko kawałkami małymi jak drzazgi. Niektóre elementy wyglądają jak świerzo ścięte w lesie. Zaciskam zęby i dłubię dalej.
Styczeń 2008 na szczęście ciepły - Walczymy nadal z pozostałościami tylnicy, stepki i stewy rufowej, idzie bardzo wolno, drewno wygląda jak prosto z lasu, jak na złość najmocniejsze jest w miejscach najtrudniej dostępnych. Zamówiłem u znajomego w tartaku drewno bezsęczne na maszt, są szanse na zbudowanie masztu bez koniczności zamawiania u BARDZO DROGICH FACHOWCÓW.
Luty 2008 na szczęście ciepły - dalej walczymy z tylnicą, kilson gotowy, posadowienie cęg OK, prace przebiegają sprawnie i systematycznie, z planowanych 5 lat na remont, chyba skrócę harmonogram do 4 lat (jak starczy kasy), póki kadłub wewnątrz nie ma zabudowy zaplanuję przeebieg instalacji i pomyślę o silniku.
Zamieściłem dwa filimiki w formacie mp4 z naszych zmagań z materią szkutniczą: video1video1
Marzec 2008 na szczęście ciepły - udało mi się kupić wysezonowane (20 lat) i suche jak pieprz drewno sosnowe. Bale 10 m długości, 5cm/22cm - wspaniały materiał na maszt, bom i stengę. Wszystkich , którzy czytają mój dziennik i potrzebują takiego drewna proszę o kontakt - jeszcze jest. Na targach Wiatr i woda nawiązałem kontakt z firmą Sail Serwice www.sailservice.com.pl zaproponowali współpracę, pomoc i atrakcyjne ceny na materiały, osprzęt, sprzęt ratowniczy i żagle. Bardzo dziękuję za ofertę i pozdrawiam.
Jestem bliski zakupu silnika (używany 14 konny Farymann z przekładnią nawrotną) jednak mam problem z obliczeniem skuteczności tego napędu. Proszę o pomoc i doradztwo: dysponuję orginalną śrubš - średnica 12 cali , skok 10 cali, obroty Farymana to od 800 do 2500 obrotow na minutę , przekładnia prawdpopodobnie 1:2,41 . Czy taki zestaw zagwarantuje mi skuteczny napęd ?
Czekam na podpowiedzi, pozdrawiam i życzę spokojnych i radosnych Swiąt.
Dzisiaj nawiązałem kolejny bardzo miły kontakt z Jerzym Wąsowiczem http://www.antica.gdansk.pl - to jest dopiero historia!! Nie będę opisywał moich emocji, poprostu obejrzyjcie Jego stronę. Dziękuję Jerzemu za słowa wsparcia i zaproszenie na Zlot Oldtimerów do Gdańska, to dla mnie bardzo ważne.
Kwiecień 2008 na szczęście ciepły - kolejny zakup: pięknie wyrobiona mahoniowa boazeria, wystarczy na cały jacht i chyba zostanie, jeżeli ktoś potrzebuje, proszę o kontakt. W desperacji do wydobycia pozostałości tylnicy użyłem piły spalinowej!!! Nareszcie przyspieszenie roboty!!! Kolejna miła niespodzianka, kumpel z fali (Ustka 1984r, potem Gdynia Okręt Rakietowy ORP Dziwnów nr burtowy 432 - 1987r) przesyła pozdrowienia, dołączam resztki fotek z tamtych czasów i pozdrawiam kumpli z II dywizjonu 3 flotylli w Gdynii!!!!
Maj 2008 Nie wytrzymałem i kupiłem francuską łódkę klasy Chart 7.2 m/18m2 żagla - bardzo fajna i w sam raz dla nas. Zaczynamy przygotowanie Charta do sezonu, pracy niewiele, idzie szybko i sprawnie. Przy Mahagoni na razie zastój.
Czerwiec 2008 Chart na wodzie, świrujemy trochę po Wiśle jak za dawnych czasów, synowie planują wakacje. Zacząłem budowę garażu więc przy Mahagoni na razie zastój.
Lipiec 2008 Chart dużo pływa, bardzo wygodna, bezpieczna i stabilna łódka, przepłynęliśmy na zalew. Przez cały czerwiec i lipiec młodzi intensywnie ujeżdżają Charta. Ze względu na budowę garażu nic nie robię przy Mahagoni, zaczynam tęsknić za gwintowaniem balastu, wyrywaniem tylnicy i wyciąganiem drzazg z poranionych dłoni.
Lipiec 2008 Jeszcze 2 tygodnie i garaż będzie gotowy, dużo pływamy po Zalewie, jestem tam prawie co weekend. Już niedługo znowu wezmę się za Mahagoni.
Sierpień 2008 Nareszcie!!!
Zaczynamy, maszt wg. załączonego planu będę kleił Epoksydem z utwrdzaczem PAC, u podstawy przekrój kwadratowy 18 cm, od wysokości 120 cm kolumna będzie oszlifowana do profilu okrągłego o średnicy 17 cm.
Konstrukcja skrzynkowa, ścianki o grubości 4 cm co 1 metr wewnątrz zastosuję 10 cm wkłady z profila nierdzewnego do którego będą dodatkowo przykręcone ścianki masztu. Długość kolumny 9,80 m. Stenga o podobnej konstrukcji o średnicy 15 cm i długości 5,5 m. Bom skrzynkowy o średnicy 17 cm i długości 8,0 m. Gafel o średnicy 10 cm i długości 6,5 m wykonany ze sklejonych i oszlifowanych bali.
Znajomych proszę o uwagi dotyczące wykonania drzewc. Dołączam również wstępny plan zabudowy wnętrza, również oczekuję uwag i podpowiedzi.
Wrzesień 2008 Robota przy maszcie idzie sprawnie, mogę już korzystać z garażu więc wykonanie bomu, gafla i stengi zostawiam na później. Teraz najważniejsze to oheblować i wyszlifować maszt i w jakiś ciepły dzień polakierować go przed zimą. Jest za długi żeby go schować pod dachem więc całą zimę przeleży pod przykryciem. Zdecydowaliśmy z synami o sprzedaży Charta. Bardzo żałuję ale uzyskane pieniądze pozwolą nam zakupić silnik do Wieloryba. Teraz to priorytet.
Październik 2008 Nareszcie kilka ciepłych i słonecznych dni, dalej szlifuję maszt, robota wymaga precyzji, jedno głębsze pociągnięcie hebla i już kłopot. Najtrudniej jest wykonać precyzyjnie równy i okrągły profil. Znalazłem już firmę sprzedającą silniki do kutrów rybackich: http://www.silniki.otwarte24.pl/SILNIKI-NOWE , Jeżeli ktoś zna tę markę to proszę o informacje. Z oferty innych firm ta jest najtańsza.
Listopad 2008 przy Wielorybie pracuję mało, czasami zaglądam do środka i upajam się zapachem stuletniego mahoniu. Garaż wykorzystuję do innych prac, buduję przyczepę do slipowania dla kolegi. Bom, gafel i stenga już sklejone.
Listopad 2008Przyczepa się sprawdziła, Aster kumpla już wyjęty z wody, zaczynam prace nad dźwigiem bramowym do załadunku łodzi, na allegro skupuję ściągacze, bloki, szekle itp. W nowym roku muszę postawić maszt.
Grudzień 2008 Nie jest żle, trochę zimno ale dźwig już prawie gotów.
Styczeń 2009 Dźwig gotowy, zimowe wieczory spędzam na szplajsowaniu stalówek (prawie zapomniana sztuka - aj jak bolą łapy!!). Jeżeli ktoś potrzebuje chętnie prześlę praktyczny - prawdziwy, umazany krwią Kurs Szplajsowania!
Luty 2009 Nie wytrzymam, w tym tygodniu zaczynam heblowanie bomu, potem gafel. Okucia już rozrysowane więc po zakończeniu heblowania ostro do roboty. Czuję wiosnę w powietrzu i zaczyna mnie nosić jakiś pijany morski diabeł. Jeszcze jeden sukces, udało mi się zgromadzić prawie 30 l. oleju lnianego, po zakończeniu prac przy stępce dokładnie zakonserwuję zęzę i całe wnętrze jachtu. Olej lniany jest najlepszym sposobem konserwowania drewna, a najlepszym sposobem pozyskania oleju są budki warzywne (olej kupowany na Boże Narodzenie pod koniec lutego traci przydatość do spożycia więc można go tanio odkupić).
Marzec 2009 Nareszcie zaczęliśmy, narazie leniwie ale do przodu. Kontynuujemy prace wewnątrz kadłuba - nadal wydłubujemy fragmenty najniższych klepek poszycia które uważamy za najsłabsze, mam już plan zabudowy. Synowie szlifują drzewca.
Kwiecień 2009 Nabieramy rozpędu i wiary w zakończenie remontu w 2011.
Maj 2009 Idzie dobrze ale pojawił się problem z mrówkami. Bardzo trudno jest zrobić cokolwiek na zewnątrz. Są wszędzie mają długie ostre zęby, są agresywne, uzbrojone, wielkie i rzucają się na wszystko co się rusza. W dodatku są głodne po zimie.
Podjęliśmy decyzję o przewiezieniu jachtu w inne miejsce. Poza mrówkami możemy mieć problem ze stabilnością przyczepy przy stawianiu masztu. Już w tej chwili przyczepa zapadła się w piasek ok 20-30cm. Potrzebny jest nam utwardzony pewny grunt. Maszt waży ok 150 kg i ma długość prawie 15 metrów!.
Czerwiec 2009 Po wizycie u znajomych żeglarzy i szkutników w Gdańsku wszystkie problemy przed którymi teraz stoimy są wyjaśnione. Kontynuujemy prace i ten etap to dla mnie długi finisz przed wodowaniem. Dziękuję Jerzemu Wąsowiczowi za miłe przyjęcie na 'Antice' i Mirkowi Popieluchowi za wiele praktycznych rad szkutniczych i pokazanie jak mogą wyglądać dobrze zrobione jachty.
Lipiec 2009 Jacht stoi już na terenie IBJ w Swierku, plac duży i utwardzony mamy więc dobre warunki do pracy. Kontynuujemy prace przy odtwarzaniu stępki i stewy dziobowej. Gdy tylko zrobię mocowanie cęg i gródz przymierzymy się do stawiania masztu.
Sierpień 2009 Prace postępują szybko i sprawnie, szlifujemy drzewca, oby tak dalej!
Wrzesień 2009 Stępka gotowa, stewa dziobowa zrobiona, Wszystkie denniki wypiaskowane, zagruntowane, pomalowane i na swoich miejscach. Drzewca wyszlifowane i polakierowane ale niestety nie uda mi się postawić masztu. Nie zdążyłem z okuciami. Zrobię je przez zimę.
Październik 2009Pozdrownienia dla Lolsona i załogi z Radomia! Gratuluję zakupu wspaniałego kutra! Życzę wiary i wytrwałości!
Tymczasem montuję grodzie i zabudowę - już niedługo usiądę przy stole i w kambuzie zrobię sobie herbatkę z prądem. Od kilku dni chodzi mi po głowie Finn, którego widziałem u kumpla w klubie - piękny mahoniowy diagonal już niedługo będzie mój!
Historyczny moment: 23.10.2009 - zmontowałem gródź między mesą i toaletą, między mesą i kambuzem oraz wykonałem szkielet kambuza. Na prowizorycznym blacie w prowizorycznym kambuzie wypiłem pierwsze Tyskie!!!!
Listopad 2009 Kupiłem dwa Finy, żal mi było tego drugiego skazanego na spalenie więc go wziąłem. Na wiosnę będą śliczne.
A na Wielorybie poruszenie, Lubię widzieć efekty swojej pracy więc teraz mam większą energię do pracy. Poza szkieletem kambuza i kibelka zrobiłem szkielety obydwu koi w mesie (wystarczy rzucić dechy i można już spać). W najbliższych dniach montuję gród z kabiną diobową, potem szafki w mesie, potem nawigacyjna i hundkoje potem ........ No dobra, spokojnie, zagalpopwałem się.
Grudzień 2009
Wszystkie grodzie gotowe i skręcone, dopracowuję szkielet kambuza ale najbardziej ucieszyłem się ze starych szafek zdemontowanych w mesie. Mimo nowego układu grodzi pasują z dokładnościąą do 5mm. Zgodnie z planem wykorzystam część starej zabudowy. Dzięki temu łódka nie straci klimatu oldtimera.
Koniec roku to ostry finisz, mimo dużych mrozów dokończyłem szkielet kabiny nawigacyjnej i lewej hundkoi. Wytrzymuję mróz do minus 5-8 stopni, jeżeli jest za zimno pracuję w ogrzewanym hangarze przy Finach. Zeszłej zimy gdy do jachtu miałem blisko dogrzewałem sie herbatą z prądem - teraz jest inaczej, muszę wrócić samochodem. Ale damy radę. Dzieki mrozom sporo się dzieje przy Finie, którego uratowałem przed spaleniem. Farciarz - tak go nazwałem po zdjęciu starych warstw nadpalonego lakieru (w klubie był kiedys pożar) okazał się ładniutkim mahoniowym cacuszkiem. Oczywiście widać ślady po nauce żeglowania, sporo łat po wybitych w kadłubie dziurach. Do tej pory wykonałem cały nowy szkielet zrujnowanych wcześniej półpokładów i pokładników fordeku. Zmieniłem nieco kokpit i fordek (ztiuningowałem go w tzw. łezkę), zrobiłem nową rajsbelkę i szynę do wózka szotowego. Może jeszcze w styczniu kupię nowa sklejkę na pokłady i będzie super.
A na razie wszystkim którzy do mnie piszą i kibicują - życzliwym mi znanym i nieznajomym przyjaciołom życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku i dużo wiatru na pohybel nudzie i ciepłym bamboszom!!
Styczeń 2010 No tak, mróz dał mi się we znaki, wszystko zamarznięte. Mogę pracować jedynie w hangarze przy Finie. Kończę układanie nowego pokładu, w najbliższych dniach lakierowanie i klejenie pokładu. W wolnych chwilach szplajsuję wanty oraz ciekawostka - o tym nie pisałem (mam czasami obawy czy moja pasja odbudowy starch żaglówek nie jest przypadkiem chorobą psychiczną) ale razem ze skazanym na spalenie Farciarzem uratowałem spod topora bardzo stary i zmasakrowany drewniany kajak.
Posłużył mi jako wzorzec do wykonania szablonów i budowy całkiem nowego. Jest piękny i żaden nowoczesny plastik się do niego nie umywa.
Zapowiadają ocieplenie do -10 więc spróbuję podziałać trochę przy Wielorybie. Coraz częściej zastanawiam się nad nazwą dla tego jachtu, może jednak będzie sie nazywał inaczej. Bardziej pasuje mi jakaś kobieca nazwa. A może RUDA, albo MAHONIOWA? Jeżeli macie swoje propozycje napiszcie.
Luty 2010 Kajaczek już prawie gotowy - jeszcze tylko nowy mahoniowy pokład.
Finn gotowy - szykujemy go do lakierowania - wyszedł nadspodziewanie dobrze. Mam już zamówione do niego żagle i w pierwszych cieplejszych dniach sprawdzę Farciarza na Zalewie. Prace pzy jachcie posuwają się planowo - wodowanie w maju/czerwcu 2011 jest coraz bardziej realne, zaczynam myśleć o udziale jachtu w imprezach plenerowych organizowanych na terenie Otwocka i Józefowa. Rozglądam się również za sponsorem strategicznym. Chcę bardzo podziękować kapitanowi Mariuszowi Pycz Pyczewskiemu za wizytę i szereg bardzo trafnych uwag i podpowiedzi. Wiedza Pana Mariusza na temat rekonstrukcji drewnianych jachtów jest ogromna. To doświadczony szkutnik, wieloletni komandor stowarzyszenia klasy Opal i niezwykła bardzo barwna postać. Jego uwagi pozwolą mi wzmocnić niektóre elemeny konstrukcyjne - szczególnie stewę dziobową. Będę więc wykonywał za radą Pana Mariusza nadstępkę, która dodatkowo wzmocni stewę dziobową w okolicy przymasztowej. To newralgiczne miejsce narażone na bardzo duże przeciążenia podczas uderzeń i nurkowania dziobu na wysokiej fali. Znajomi pomagają mi również w zaprojektowaniu osprzętu i ożaglowania za co wszystkim zaangażowanym w to dzieło dziękuję.
Marzec 2010 Początek marca to niestety przeziębienie i ogólny kryzys. Nic mi się nie chce, jest zimno i wilgotno. Z trudem zmuszam się do przebierania w zimne ubrania robocze.
A może to osłabienie z powodu odstawienia piwa?
No nareszcie (16 III - tuż po targach), potrzebowałem trochę czasu i motywacji by się przemóc. Na targach Wiatr i Woda odnowiłem kontakt z Sails Service. Dzięki uprzejmości Tadeusza Wojtowicza to właśnie Oni będą firmą wspierającą końcową część remontu i wyposażanie jachtu za co gorąco dziękuję.
Dziękuję również Markowi Słodownikowi z pisma H2O za wsparcie medialne dla naszego jachtu.
Koniec marca to zakupy brakującego olinowania, ściągaczy, toalety, kabestanu itp.
Kwiecień 2010
Chyba najpracowitszy miesiąc z dotychczasowych. Prawie cały dzień spędzam przy jachcie, wieczorem szplajsuję stalówki. Robota idzie bardzo szybko i sprawnie.
Kabina dziobowa prawie skończona, mesa w trakcie wykończania - intensywnie malujemy wnętrze jachtu.
Równolegle pracuję nad okuciami - to niestety ciężki temat dla kowala. Kupiłem pierścienie z grubościennej rury stalowej, które muszę dopasować do nieregularnego kształtu masztu. Młot 10 kg to minimum do tej roboty.
Wszystkie uszy do want i sztagów rzebię z blachy 7mm małą szlifierką kątową a otwory do przetyczek 16mm rozwiercam wiertarką ręczną. Chyba zwariowałem. Spawanie to akurat mój konik - dobry migomat i zaczyna to już jakoś wyglądać.
Maj 2010
Majowy weekend (obecność Jacka i wolne Piotrka) wykorzystałem na prace do maksimum.
Wieczorem padam z nóg ale już mamy gotowe okucia - maszt skręcony i niedługo będzie gotowy do stawiania. Ruszam z pracami przy kambuzie - montujemy lodówkę więc są widoki na zimne napoje. Zarżnąłem szlifirkę i wiertarkę. Koniec maja to wytężone prace w kabinie i prawie gotowy do postawienia maszt.
Czerwiec 2010 Początek czerwca to pierwsza - nieudana próba postawienia masztu.
Nie wytrzymała brama i talia.
Po wzmocnieniu i usztywnieniu bramy oraz po wymianie bloków talii na stalowe o 4 krotnym przełożeniu dokładnie 13 czerwca o godzinie 14.00 po 3 godzinach kręcenia kabestanem maszt stanął w całej swej okazałości - jest po prostu piękny.
Pracowaliśmy we czterech: Ja, Piotrek, Grzesio 'Fajbus', i Bazyli - dziękuję chłopakom za poświęcenie.
Lipiec 2010 Praca wre, jesteśmy w komplecie i gdyby nie upały byłoby super.
Farciarz na wodzie - wyszedł pięknie i wbudza na Zalewie sensację.
Nie chce mi się wierzyć , że jaszcze pół roku temu był nadpalonym i porąbanym siekierą wrakiem. Niestety musimy się sporo nauczyć żeby go opanować. Jest piekielnie szybki i narowisty o czym się przekonałem lądując w wodzie po kilku halsach.
Na jachcie: pokład gotowy, kabina polakierowana, gafel na miejscu, kończę okucia bomu i szykujemy się do grubej roboty czyli matowania kadłuba i lakierowania 'na gotowo'.
Koniec lipca to zmatowany i gotowy do lakierowania kadłub, gotowe szkielety szafek w mesie - to zasługa Piotrka Bodalskiego, który wspiera mnie swoją pracą i wiedzą stolarską, oraz kolejna miła chwila - kajaczek na wodzie!!
Takiego cacuszka nikt z Was nie widział.
Sierpień 2010 Kadłub polakierowany 3 warstawmi bezbarwnego poliuretanu Yuma (wsystkie lakiery i żywice kupujemy w firmie Jasskor - gorąco polecam, zresztą żeglarze wiedzą że tam zawsze można zasięgnąć rady i kupić dobre materiały). Część podwodna pokryta antyporostem, bom na swoim miejscu, szafki w mesie gotowe i chyba mamy minimalne wyprzedzenie w czasie. Napewno zdążymy na imprezę plenerową do Kątów (22 sierpnia) gdzie po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy jacht będzie podziwiać prawie 10 000 ludzi.
Następna impreza 5 września w parku miejskim w Otwocku. Serdecznie zapraszamy do zwiedzania.
Bardzo dziękuję wszystkim firmom, które postanowiły wesprzeć nas finansowo, bez Waszej pomocy mielibyśmy duże kłopoty z wyposażaniem jachtu i końcową fazą remontu. Możecie liczyć na zawsze serdeczną gościnę na jachcie.
22 sierpnia wystawiliśmy jacht do zwiedzania podczas dorocznego festynu organizowanego w Kśtach. Impreza ogromna (prawie 20 000 ludzi), pełna atrakcji, świetna organizacja, dobra zabawa i dobry klimat sprawiły, że po trudnych ostatnich tygodniach remontu nareszcie poczułem się jak na urlopie.
Wrzesień 2010 Kolejna impreza plenerowa z naszym udziałem to Otwockie Pożegnanie Lata (5 wrzesień). Doskonale zorganizowana i ciepła rodzinna impreza zaoowocowała bardzo dużym zainteresowaniem zwiedzających oraz mediów i prasy lokalnej. Cieszę się, że mogliśmy zaprezentować nasz jacht i pokazać, że zawsze warto spełniać marzenia.
Nabraliśmy również nowych doświadczeń związanych z logistyką i transportem jachtu. Powoli krystalizuje się również podstawowa stała załoga jachtu.
Jacht przetransportowaliśmy na teren IBJ i powoli 'rekraacyjnie' kontynuujemy prace przygotowawcze do montażu silnika.
Październik 2010 Spokojnie przygotowuję się do montażu silnika, gotowy jest już cały fundament, linia wału i przekładnia nawrotna. Intensywnie wyszukuję na aukcjach silnika w okolicach 25-30 KM. Równolegle zajmuję się powieszeniem płetwy sterowej. Po przesunięciu jachtu na podporach do przodu ok około 70 cm (własnoręcznie bez dźwigu - małym podnośnikiem 12 tonowym!!) i wycięciu fragmentu podestu przyczepy nareszcie mieści się i mogę ją mocować. Łatwo się pisze ale po całym dniu noszenia, przesuwania, podnoszenia, pasowania, wsuwania, wysuwania, wciskania itd. ważącej prawie 30 kg płetwy wieczorem nie mam siły podnieść widelca z kotletem. No cóż najbardziej smakuje to co przychodzi z trudem. Kolejny problem techniczny to połączenie trzonu płetwy z trzonem steru. Chyba zastosuję wieloklin z bolcem zabezpieczającym przed wysunięciem.
Listopad 2010 Płetwa sterowa wymierzona, powieszona na swoim miejscu teraz pozostało dorobienie tulei z wieloklinem.
No i wreszcie: 11.11.2010 kupiłem silnik wysokoprężny XUD9A i będę go marynizował (chłodzenie miski olejowej, chłodzenie kolektora i spalin, wymiennik ciepła, chłodzenie zaburtowe). Wykorzystując ostatnie dni bez mrozów dokładnie obmierzyłem kadłub jachtu i rozpoczynam odtwarzanie planów konstrukcyjnych. Może jeszcze w grudniu z gotowymi planami i wyliczeniami dotyczącymi teoretycznej wyporności oraz środka oporu bocznego i środka ożaglowania odwiedzę kilka żaglowni w Gdańsku. Z duszą na ramieniu zaczynam przymierzać się do szycia żagli. Żarty się skończyły.
Jeszcze mała dygresja. Korzystając ze spokojnego sobotniego wieczora czytam dziennik moich prac przy jachcie i aż sam nie mogę uwierzyć, przypominając sobie pierwsze miesiące pracy i stan jachtu, jakim cudem mimo ogromu trudności wytrwałem w swoim postanowieniu. Kiedy przypominam sobie te butwiejące, spróchniałe wręgi, przegniłe klepki i resztki stępki to dzisiaj chyba bym sie tego remontu nie podjął. Ale wytrwałem, wszystko dzięki miłości, wierze i marzeniom. Miałem wiele szczęścia (a może to św. Grzegorz?) oraz obliczyłem, że do tej pory poświęciłem remontowi ok. 7000 godzin pracy. Może to będzie wskazówką dla tych, którzy piszą do mnie z prośbą o rady szkutnicze. Ale warto było... najpiękiejsze dopiero przedemną.....
Grudzień 2010 Zimno! Pracuję w hangarze przy silniku. Dzięki uprzejmości Krzysztofa Łuszczyka właściciela firmy Łukomet mam piękny (wycięty plazmą) pierścień mocujący rozrusznik i kołnierz do rewersu oraz nową podstawę kolektora wydechowego. Pracuję nad mocowaniem silnika do fundamentu i ustawieniem go pod odpowiednim kątem do linii wału. Wieczorami konstruuję w biurze, które zamieniłem na mini warsztat bloki - wszystkie będą miały policzki z mahoniu.
Koniec grudnia to mimo mrozów dalsze postępy przy silniku. Wisi już pod odpowiednim kątem na nowych bardzo solidnych łapach, właśnie kupiłem dla niego nówkę akumulator żelowy 180 Ah (straszna kobyła), mam równierz komplet rur nierdzewnych na obudowę kolektora i chłodzenie wydechu. Dodatkowo zakupiłem nierdzewne pręty 12mm na ośki do bloków talii i baksztagów (będą ogromne i bardzo solidne - siła zrywania ośki zaprojektowanego przezemnie bloku wyniesie ponad 5 ton!!) - to dopiero potęga - no ale Horn czeka a tam nie ma lipy. Wszystkim przyjaciołom i znajomym życzę w Nowym Roku zdrowia, pomyślności, odnalezienia miłości, Własnej Drogi i spełnienia marzeń.
Styczeń 2011 Zimno, robota idzie wolno i ospale. Mam sporo pracy we własnej firmie i przy Mahagoni pracuję niemrawo. Kontynuuję prace przy blokach, kolektorze wydechowym, zmieniam nieco fundament silnika - ogólnie nuda.
Luty 2011 Po grypce z końca stycznia bardzo powoli dochodzę do siebie. Niestety na zapalenie oskrzeli zapadł mój spawacz i nie dokończył kolektora. Za to Krzysztof Łuszczyk znowu bardzo mi pomógł i wyciął na laserze stalowe (nierdzewne) policzki bloków talii i baksztagów - reszta czyli kółka, sworznie i obudowa to już moja robota, wychodzi całkiem zgrabnie.
I jeszcze jeden sukces: 08.02.2011 druga próba obracania silnika się powiodła (pierwsza próba nieudana bo rozrusznik okazał sie kupą złomu a kolesiowi, który mi go sprzedał wybaczam - tak jak mi poradził św. Grzegorz) - rozrusznik trafia bendiksem w odpowiednie miejsce na kole zamachowym, silniczek kręci się cudnie i ma ochotę pracować, teraz trochę elektryki, kolektor, paliwko i jazda!
Marzec 2011 Początek marca to targi Wiatr i Woda. Finalizuję sprawy ożaglowania, łożyskowania i połączenia wału ze skrzynią. Kolejna ważna data: 6.03 skończyłem elektrykę silnika, uład paliwowy i wewnętrzny obieg chłodzenia.
Z duszą na ramieniu przekręcam stacyjkę...... i ........ zapalił za pierwszym razem!!!! EUFORIA!!!! - tutaj krótki filmik .
We dwóch - z Piotrkiem postawiliśmy maszt do pomiarów lików i przekątnych grota. To ostatnie testowe postawienie masztu przed wyjazdem na Mazury trwało 30 minut! W porównaniu z pierwszą próbą (było nas czterech - 3,5 godziny) to tempo ekspresowe.
Cały takielunek wymierzony idealnie, trochę przycinają się bloki piku gafla ale reszta ok. Ostro ćwiczę silnik, zanim zamontuję go na jachie muszę mieć pewność że wszystko gra - ale niestety przy wyższych obrotach się dławi - gdzieś połyka powietrze do układu pliwowego.
Dokupuję na Allergo osprzęt - nie dojadam, nie dopijam ale za to mam kilka nowych bloków i piękny 80l. zbiornik na wodę pitną.
Koniec marca to wymierzone i zamówione żagle, silnik już po próbach zewnętrznego obiegu chłodzenia - super, uszczelniłem skrzynię redukcyjną (dziękuję Arturowi Modzelewskiemu za podpowiedz z wymiennikiem ciepła!). Szykuję się do montowania silnika na jachcie.
Kwiecień 2011 Dopieszczam kabinę (szafeczki, jaskółeczki), zamontowałem zbiornik wody, szykuję fundament pod silnik i czekam na jakąś ciężarówkę z HDSem.
Silnik już w kokpicie, wręgi gotowe, żagle powinny być tuż po świętach - mam nadzieję, że będą pasowały i obejdzie się bez przeróbek.
Po wcześniejszych uzgodnieniach odwiedziłem Wichrowe Wzgórza w Rynie i ostatecznie zdecydowałem się na urządzenie bazy i zaplecza technicznego dla jachtu właśnie tam. Poszukuję również partnera do współpracy więc odbyłem kilka obiecujących rozmów z przedstawicielami dużych hoteli na terenie Mazur.
Koniec kwietnia to z ogromnym trudem wtarmoszony silnik i umocowany już na swoim miejscu na fundamencie - wprowadziłem wał śrubowy i pasuje idealnie!!!! Jutro jadę na Mazury ustalać konkrety współpracy z Hotelami a także z firmą, która będzie wodować jacht w Wichrowych Wzgórzach. Muszę ludzi zobaczyć na własne oczy - w końcu to na ich linach zawiśnie jedno z największych dzieł mojego życia.
Maj 2011 Początek maja to kolejna wizyta w Rynie. W sezonie 2011 będziemy najprawdopodobniej współpracować z jednym z najpiękniejszych Hoteli w Polsce. Będziemy Jachtem Flagowym Hotelu Zamek Ryn. Na jachcie prowadzę już drobne prace wykończeniowe i kosmetyczne. Powoli likwiduję również szkutnię, którą urządziłem w hangarze w IBJ. Jesteśmy gotowi i tylko czekamy na żagle.
Końcówka prac jest wykańczająca. Mylą mi się dni tygodnia, prawie nie śpię - albo śpię tylko śni mi się, że ciągle myślę o detalach jachtu i o tym co jest jeszcze do dokończenia. Ale uda się!!! Wodowanie w Rynie 23 maja!! A wcześniej ostatni horror - 270 km podróży po polskich drogach.
Tak, podróż okazała się największym horrorem jaki przeżyłem. Ledwo dojechaliśmy z uszkodzonym zawieszeniem przyczepy. Wodowanie przebiegło wzorowo. Czesiek zwodował nas swoim 35 tonowym Kruppem jak jajeczko. Przy okazji zważył jacht, okazało się, że waży 9 ton! Pierwszy tydzień na wodzie to jeszcze drobne prace regulacyjne i próby silnika. Mamy do tej pory małe problemy z chłodzeniem silnika.
Za to na żaglach pływa idealnie, świetnie wyważona i zrównoważona a przy tym bardzo szybka. Stawianie gafla to jednak ciężka robota i 2 ludzi załogi to jednak za mało.
A więc stało się!!,
Copyright 2010 by firma. all rights reserved.